Tylko spokój

Tylko spokój

Nie jestem pewna, czy na temat wiadomego wirusa mam do powiedzenia coś mądrego. Nie jestem mikrobiologiem, lekarzem, politologiem, ekonomistą. Nie jestem guru, nie uważam się za duchowego nauczyciela.

Nie jestem też wolna od lęków i obaw.

Ale mam narzędzia, które pomagają mi sobie z nimi radzić. Sprawdziły się w wielu różnych sytuacjach wcześniej, teraz też chyba dają radę. Mam też dużo przemyśleń, które i tak sama dla siebie potrzebuję spisać, żeby poukładać sobie w głowie różne rzeczy. Uznałam więc, że się nimi podzielę, może komuś z Was się to przyda.

Czy wiem, co będzie?

E18AB7C8-1FA7-4476-B94C-485CC3D44C1E.JPG

Nie. Może już mam wirusa w sobie, tylko tego nie zauważyłam. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam styczność z naprawdę wieloma ludźmi: znajomymi, uczniami, osobami w komunikacji miejskiej, kawiarniach i tak dalej. Nie łudzę się zatem, że siedzenie w domu sprawi, że nie wystąpią u mnie żadne objawy. Albo że uniknę kwarantanny – nie tej dobrowolnej, jak teraz, z opcją wyjścia do sklepu, tylko prawdziwej i rygorystycznej. Albo że nie zachoruje mój mąż. Rodzice. Siostry. Ktoś z przyjaciół. Nie mam pojęcia, co się wydarzy. Nie wiem, jak będzie rosła liczba potwierdzonych przypadków i czy za tydzień będzie ich pięćset czy tysiąc, czy jeszcze więcej. Tak naprawdę – nikt z nas tego nie wie, niezależnie od tego, jak mądrymi i zaawansowanymi modelami i statystykami byśmy się nie posługiwali. Generalnie statystyka jest po mojej stronie i raczej tę chorobę przeżyję, choć z drugiej strony – nigdy nic nie wiadomo.

No właśnie: Nigdy nic nie wiadomo.

Myślę, że sytuacja, w której się teraz wszyscy znaleźliśmy, konfrontuje nas przede wszystkim z lękiem przed niewiadomym, chaosem, poczuciem braku sprawczości, kontroli nad sytuacją (pięknie napisała o tym w poście na swoim Facebooku Blimsien). Ale czy tak naprawdę mamy w ogóle kontrolę nad chaosem, jakim jest rzeczywistość? Odpowiedź jest chyba oczywista. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy wszystkie nasze skrupulatne plany zostaną zrealizowane, nawet jeśli zazwyczaj tak właśnie się dzieje. Zawsze może nas spotkać nieoczekiwany – i nieprzyjemny – zwrot akcji: możemy zachorować, wpaść pod samochód, stracić pracę, w naszym mieszkaniu może wybuchnąć pożar (tego akurat sama doświadczyłam kilka lat temu)… Opcji jest mnóstwo. Osoby, które mają skłonność do zamartwiania się, bez problemu wydłużyłyby tę listę jeszcze pięciokrotnie. Wiem, o czym mówię, bo byłam kiedyś w tym miejscu, wcale nie tak dawno temu. I ten stan nadal czasem wraca. Na przykład teraz. Ale teraz jestem mądrzejsza i wiem, że nie zaprowadzi mnie to donikąd.

Skoro na co dzień wszystkie hipotetyczne nieszczęścia nie spędzają nam snu z powiek – czemu robią to teraz? Oczywiście, sytuacja zagrożenia jest bardziej namacalna, ale– czy mamy na to jakikolwiek wpływ? Poza dbaniem o oczywistości, jak mycie rąk, przestrzeganie zaleceń i tak dalej – niespecjalnie. Więcej nie wiemy, niż wiemy – i musimy to zaakceptować, przyjmować to, co w danej chwili się dzieje, i w tej samej chwili reagować. Dbać o siebie, a jeśli będzie potrzeba – wezwać lekarza, położyć się w szpitalu. Ze spokojem w głowie przyjąć bieg wydarzeń. W końcu tylko spokój nas uratuje.

Czy mam dla Was jakieś rady?

Jak wspomniałam na samym początku, nie jestem specjalistą w temacie. O myciu rąk i innych podstawowych środkach ostrożności powiedziano już wszystko tyle razy, że nie ma potrzeby, żebym ja to jeszcze powtarzała. A jeśli chodzi o higienę psychiczną:

5AAF902D-350D-4F16-B466-0216CA442548.JPG
  1. Wysypiajmy się. Zadbajmy o 7,5 h snu codziennie, najlepiej by było, gdybyśmy się wcześnie kładli (22–23) i wcześnie wstawali (5.30–6.30). Dlaczego to dla nas ważne? Jeśli Was to interesuje, dajcie znać, napiszę o tym osobny tekst, sama bardzo intensywnie zgłębiam teraz ten temat.

  2. Jedzmy posiłki o regularnych porach, zbilansowanie i smaczne. Jak na razie z zaopatrzeniem nie jest najgorzej, więc dogadzajcie sobie kulinarnie, ale może nie poprzez jedzenie w kółko pizzy/makaronu/ciastek/chipsów, tylko przez smaczne potrawy oparte na warzywach, kaszach, strączkach i, jeśli akurat je jecie, sensownej ilości mięsa.

  3. Dajmy sobie czas offline. Nie podkreślajmy, kto siedzi w domu bardziej, a kto mniej. Skoro już deklarujemy, że to czas na nadrabianie zaległości filmowych czy książkowych, spędzanie czasu z najbliższymi i ze sobą samym – to niech tak właśnie będzie. Nie siedźmy w social mediach, nie linkujmy kolejnych złotych porad od wujków ze szpitali, znajomych z Chin albo koleżanek z Włoch. Przestańmy czytać newsy i kolejne analizy i prognozy. To nic nam nie da. Nie uchroni nas przed zarażeniem się, nie sprawi, że pandemia skończy się szybciej. Nie uspokoimy się też w ten sposób, wręcz przeciwnie. Jeden artykuł z reguły pociąga za sobą następne, kolejne analizy wzajemnie się wykluczają, a nawet jeśli zapoznajemy się głównie z suchymi danymi i faktami, to czytanie w kółko dokładnie tego samego sprawia, że czujemy się osaczeni, a poczucie zagrożenia bezpodstawnie rośnie. To nie jest choroba, która wybije połowę ludzkości (choć oczywiście skutki pandemii będą długo odczuwalne dla nas wszystkich). Ale za to stres, który na własne życzenie sobie zafundujemy, spędzając czas na czytaniu newsów i fake newsów, wpłynie na naszą odporność. Łatwiej złapiemy infekcję (dowolną) i ciężej ją zniesiemy. Albo zaczniemy mieć różne psychosomatyczne objawy, które też nie poprawią nam nastroju

  4. Jeśli czujemy strach, niepokój, usiądźmy z nimi do medytacji. Nie negujmy ich, nie próbujmy przekonywać się, że nie ma czego się bać – po prostu obserwujmy co się dzieje w nas. Pozwólmy sobie na strach, niepokój, smutek i niepewność – nie ma w tym nic złego. Zrozummy, czego naprawdę się boimy, zauważmy, że strach przychodzi i odchodzi, tak samo jak szczęście, zadowolenie czy smutek. Pamiętajmy, że nie jesteśmy tymi wszystkimi uczuciami. Nasza esencja, centrum, istota – jest niezmienna i stała. To w sobie mamy największe i najpewniejsze źródło spokoju. 

  5. Jeśli już praktykujemy jogę – róbmy to! Najlepiej codziennie. Ja co prawda nie zamierzam prowadzić zajęć live online ani nagrywać filmików, ale służę radą na temat praktyki, wiecie, gdzie mnie znaleźć. A jeśli uważacie, że teraz jest dobry moment, żeby zacząć – też możecie napisać, postaram się pomóc.

  6. Pracujmy z oddechem. To może być po prostu nieoceniająca obserwacja, ale można też wykonać ćwiczenia oddechowe – takie, jakie znamy od swojego nauczyciela jogi. Na początek polecam wyrównywanie długości wdechu i wydechu, dodam opis na końcu tekstu. Dzięki świadomemu oddychaniu możemy wpłynąć bezpośrednio na nasz układ nerwowy i naprawdę go uspokoić.

  7. Według ajurwedy niepokój bierze się z nadmiaru elementów eteru i powietrza – dlatego tym, co pomaga, jest pewne stanięcie stopami na ziemi. Ma to znaczenie zarówno bardziej symboliczne, jak i w pełni dosłowne – warto czasem stanąć boso na ziemi. Albo przynajmniej na podłodze ;) Dobrze jest zamknąć wtedy oczy i poczuć wszystko, co się w tym momencie pojawia, to jak stopa odczuwa powierzchnię na której stoi i to, jak ta powierzchnia naciska na stopę. Dla mnie gruntująca, osadzająca czy uziemiająca ma stojąca sekwencja ashtangi. Jeśli wykonamy ją uważnie, a nie po łebkach, naprawdę poczujemy, że stoimy na własnych nogach.

CEB48405-2CC7-47C0-9D59-D5DBD0225096.JPG

Sobie i Wam na nadchodzący czas życzę, żeby nogi mocno stały na ziemi, ale głowa była wolna od potrzeby kontroli i strachu. Będzie, co ma być, a my możemy być tylko w tu i teraz, robiąc tyle, ile możemy i to, co uważamy za słuszne. Nie tłumcie w sobie emocji – jeśli potrzebujecie, popłaczcie (ja zrobiłam to dziś, pomogło), mówcie wprost o tym, że się boicie albo czujecie niepokój. Ale pozwólcie też sobie cieszyć się z dobrych rzeczy, które wciąż przydarzają się nam codziennie. To one w ostatecznym rozrachunku będą się przecież liczyły najbardziej.

WYRÓWNYWANIE WDECHU I WYDECHU (RESONANT BREATHING)

355338D0-2950-472F-8D2E-01D6F91FE1F0.JPG

Usiądź w wygodnej pozycji, jeśli to niemożliwe – połóż się na macie albo kocu. Zamknij oczy i przez chwilę poobserwuj swój oddech. Zauważ jaki jest, poczuj, co się dzieje w ciele, kiedy płyną przez nie wdechy i wydechy.

Zacznij odliczać w głowie długość wdechu i wydechu – na razie jeszcze nic nie zmieniaj, chodzi o to, żebyś zaobserwował, czy wdech i wydech są podobnej długości, czy różnią się od siebie. Możesz sobie pomóc i liczyć cyknięcia zegarka – albo prawdziwego, albo puścić sobie nagranie takiego dźwięku, na YouTubie jest ich sporo :)

Po kilku–kilkunastu cyklach spróbuj wyrównać długość wdechu i wydechu – możesz zacząć od 3, 4 albo 5, grunt, żeby była to długość, która jest dla Ciebie w miarę naturalna, nie musisz wydłużać oddechu na siłę.

Jeżeli utrzymanie tego wyrównania nie wywołuje w Tobie napięcia, możesz teraz spróbować wydłużyć wdech i wydech – najlepiej stopniowo, po jednym, aż dojdziesz do maksymalnej długości na dziś.

Pooddychaj w ten sposób tyle, ile masz ochotę, a potem przestań liczyć i pozwól, by oddech popłynął swobodnie. Po chwili, nie spiesząc się, otwórz oczy.

Autorką zdjęć z Kawkowa jest Ola Jasionowska.

Kilka słów o pracy z domu

Kilka słów o pracy z domu

O zmianach

O zmianach

0